Jedno podejście do trasy w Morągu już było. Nie udało się przejechać jej w całości, ale postanowiłam wybrać się tam raz jeszcze. Tym bardziej, że mam tak całkiem niezłe połączenie kolejowe. Tym razem padło na rowerowy szlak czerwony, który wiedzie przez mniej lub bardziej znane mi miejscowości.
Wokół jeziora Narie
Narie to jedno z pierwszych miejsc, jakie poznawałam na Mazurach. Zachwyciła mnie cisza, spokój i niesamowite widoki. Późną jesienią przemierzałam lasy brzegiem jeziora i to był ten rodzaj chillu, którego bardzo potrzebowałam. Nie znałam wtedy bardziej zaludnionych Kretowin czy Bogaczewa. I dla mnie Narie zawsze będzie kojarzyć się z taką dziką i piękną wodną ostoją. Zdecydowanym atutem jest to, że jeśli ktoś jak ja preferuje spokój i ciszę to z pewnością znajdzie dla siebie takie miejsce. Jeśli komuś zależy na czystej plaży, budkach z jedzeniem i innych atrakcjach – to też nad brzegiem takie miasteczka znajdzie. Na samym jeziorze jest aż 19 wysepek. Więcej o jeziorze Narie przeczytacie w tym poście: Jezioro Narie.
Pora na trasę: czerwony szlak rowerowy Morąg
Trasę zaczęłam przy dworcu, gdzie kierowałam się w stronę Bogaczewa. Zdecydowana większość strasy prowadzi raczej mało uczęszczanymi drogami asfaltowymi. Do Bogaczewa dociera się po ok. 4 km. Jest tu spora przystań, można wypożyczyć sprzęt wodny. Ja chill nad wodą zaplanowałam na późniejszy etap, więc kierując się szlakiem czerwonym dotarłam dalej do Gulbit. Nie jest do droga po płaskiej nawierzchni, trzeba się nakręcić w górę, żeby kolejny kawałek zjechać w dół. I tak na większości jaka jest do przejechania. Ale o dziwo, jechało mi się tu zdecydowanie lepiej niż po szlaku zielonym, też zaczynającym się w Morągu.
Wioski, wioseczki
Taki wiejski klimat mi odpowiada. Tu jakaś łąka, tu krowy, tu piękna aleja drzew. I takie obrazki towarzyszą na niemal całej trasie. Ruch samochodowy jest raczej niewielki. Dla mnie to też plus bo niezbyt konfortowo się czuje na ruchliwych ulicach. Za Gulbitami trasa prowadzi dalej przez Niebrzydowo Wielkie, Naryjski Młyn, Roje, Ponary (tu coś dla fanów urbexu i pałaców), Luksajny i dojeżdżamy do Kretowin.
Plaża w Kretowinach
Tu zrobiłam przerwę. Pogoda lekko skłaniała się ku “pewnie zaraz lunie” więc i ludzi jakoś sporo nie było. Ale przerwa na kawkę na kocyku zdecydowanie była mi już potrzebna. W Kretowinach jest nie tylko spora plaża z kąpieliskiem, ale też molo, plac zabaw i spore zaplecze gastronomiczne. Pierwsze krople deszczu nieco przyspieszyły moją dalszą trasę. Stąd już niedaleko do punktu początkowego.
To świetna trasa, którą można połączyć z relaksem nad wodą. Czerwony szlak rowerowy Morąg to 27 km i mimo, że często pod górkę zleciało mi mega przyjemnie.
O zielonym szlaku w Morągu możecie przeczytać w tym wpisie: Morąg: pętla prawie zielonym szlakiem.