Łeba – pierwszy raz byłam tu w upalne lato. Droga na wydmy choć piękna, to z uwagi na skwar była okropnie męcząca. Ale warto było. Jednak miejscowości nadmorskie cenię sobie o wiele bardziej poza sezonem. Kiedy nie ma tego całego badziewia, tłumów i można się nacieszyć długimi spacerami. Tym razem udało się w weekend pokonać 33 km i wpadło kilka nowych miejsc – pełna różnorodność gwarantowana.
Polska Sahara – wydma Łącka
Trip na wydmę i z powrotem to ok. 12-14 km do pokonania. Trasa zaczyna się przy sporym parkingu, gdzie można zostawić auto (8 zł za godzinę) i praktycznie od razu wchodzi się na teren Słowińskiego Parku Narodowego. Aż do dojścia do samych wydm, trasa prowadzi leśnymi ścieżkami, a drzewa chronią przed słońcem. Najgorszy jest ostatni fragment trasy, kiedy pod górkę z nogami zapadającymi się w piach, w pełnym słońcu wspina się na wydmę. Jednak te widoki są tego warte. Jeszcze 300 lat temu była tu miejscowość, później kompletnie zasypana przez piasek. Poza sezonem trochę ludzi się tu kręciło, ale to jeszcze nie wakacyjna zatłoczona Łeba, więc spacerowało się przyjemnie. Na trasie kursują też meleksy (gardzę!), ale sporą atrakcją są rejsy po jeziorze Łebsko. Więcej na temat samej trasy możecie przeczytać w poście Piaszczysta Łeba – wyprawa na wydmę Łącką.
Wrak Statku West Star – Łeba i okolice
Ooooo koniecznie trzeba to zobaczyć. Ok – zdjęcia w necie to jedno, ale widok wystającego z morza masztu na mnie przynajmniej zrobił wrażenie. Statek West Star znajduje się zaledwie 200 metrów od brzegu i jest zatopiony na głębokości ok. 3 metrów. Statek zatonął w 1970 roku, podczas rejsu z Gdańska do angielskiego portu. W wyniku sztormu ładunek się przemieścił, a statek przechylił. W próbie ratowania statku nie pomogła też awaria silnika. Sama trasa do wraku prowadzi ze sporego parkingu, do pokonania w jedną stronę ok. 1,5 km lasem – pełnym pięknych wrzosów.
Muzeum Wsi Słowiańskiej – Skansen w Klukach
Podczas planowania tripów szczególnie zwracam uwagę na to, żeby maksymalnie wykorzystać czas na powietrzu. Idę gdzie się da i ile się da, raczej odpuszczam wtedy zwiedzanie, albo wybieram 1-2 obiekty warte uwagi. Drugi dzień w Łebie zaczęłam o od niespiesznej kawki na balkonie i dojazdu do miejscowości Kluki. Bardzo lubię zwiedzać skanseny, zupełnie odwrotnie niż w czasach szkolnych, kiedy wolałam iść na lekcje niż na zwiedzanie… ale cóż. Teraz nadrabiam, a Muzeum Wsi Słowińskiej to miejsce warte zobaczenia. Na sporym terenie znajduje się ok. 20 obiektów – część z nich jest oryginalna. Można tu poznać życie codzienne mieszkańców okolic, a także dowiedzieć się więcej na temat pozyskiwania torfu. Więcej o tym miejscu można przeczytać w poście Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach.
Zatopiony Las
Bardzo chciałam to zobaczyć. I choć trzeba było się trochę namęczyć, żeby tam dojść to było warto. Trasa do zatopionego lasu prowadzi początkowo lasem, a później plażą. Do przejścia jest ok. 12 km w dwie strony łącznie. Po drodze warto wstąpić na wieżę widokową czy zobaczyć Orła Bielika, który zamieszkuje na terenie Parku Narodowego. Biedak w skutek urazu nie może latać. Ale wróćmy do zatopionego lasu, który jak już do niego doszła wcale zatopiony nie był. Drzewa to pozostałości po puszczy dębowo-bukowej, która ok. 3000 lat temu porastała te tereny. Miejsce warte zobaczenia, zanim całkowicie zniknie.
Fajny i bardzo różnorodny pod kątem atrakcji trip. Absolutnie polecam zwłaszcza poza sezonem, kiedy można w względnej ciszy i spokoju się tym wszystkim nacieszyć. I wiecie co? Łeba jest na prawdę spoko.