Lubię szybkie i intensywne wypady na jeden czy dwa dni, z których staram się wycisnąć wszystko jak cytrynkę. Po latach (eeee zbyt wielu) przerwy na nowo zaczęłam także jeździć na urlopy, które trwają przynajmniej kilka dni. Jak wygląda moje planowanie urlopu?
Termin i miejsce
Wybór terminu i miejsca to coś od czego zaczynam. Czasem pierwsza myśl jest najlepsza, a potem przychodzi ich jeszcze cała masa. Jednak staram się unikać nadmiernej ekscytacji i staram się wybrać w miarę rozsądnie. Na ogól finalnie jest to pierwszy zamysł. Jeśli chodzi o termin, to ja jestem fanem jeżdżenia w okolicy połowy września. Kiedy już przewalą się wakacyjne tłumy, na szlakach i w miastach jest mniej ludzi, a ceny noclegu są też niższe. Wyjątkiem będzie ten rok, ale to całkiem inna historia.
Planowanie urlopu – ustalony budżet
Zawsze staram się mieć ustalony budżet, który chce przeznaczyć na urlop. Liczę jaki będzie mniej więcej koszt paliwa (tak, bez komentarza), ile zapłacę za noclegi i orientacyjnie obliczam ile będą kosztować wejścia do miejsc, które chce odwiedzić. Do tego oczywiście dochodzi jedzenie, napoje i cała reszta. Staram się wyznaczyć rozsądny limit, nie taki który będzie mnie bardzo ograniczał, ale cudów też nie potrzebuję. Myślę, że to, że w wielu kwestiach idę na kompromisty w temacie planowanie urlopu, pozwala mi na tańsze podróżowanie.
Kompromisy
O tych kompromisach chcę jeszcze parę słów powiedzieć. Od kiedy mam butlę i palnik moje jedzenie na wyjazdach zmieniło się o 180 stopni. I tak, lubię czasem usiąść w knajpie, ale szczerze? Jedzenie w plenerze smakuje najlepiej. I tak – lubię czasem pojechać do hotelu z basenem, ale kiedy cały dzień spędzam na włóczeniu się to poza czystym pokojem i łóżkiem cudów nie wymagam.
Nie potrzebuję całej szafy
To cenna lekcja, którą wyniosłam już dawno temu. Nie potrzebuję dwóch kurtek, 3 par butów czy 15 koszulek. Zabieram zawsze z górką, ale nie wielką. To, że tego nie muszę dźwigać na plecach, tylko jedzie w bagażniku to jeszcze nie powód, żeby napchać ile wlezie. Zawsze biorę porządną kurtkę przeciwdeszczową i wygodne buty, to dla mnie podstawa.
Uczę się na błędach
A to z kolei nauka wyniesiona z urlopu rok temu. Zamiast skoncentrować się na jednym obszarze to chciałam za dużo i za szybko. W efekcie ostatni dzień i dojazd do Lublina to pół dnia w samochodzie, a na zwiedzanie nie było ani siły ani chęci. Zwłaszcza, że poprzednie dni były intensywne. Kręcenie tylu kilometrów, było totalnie bez sensu.
Nie wszystko na raz
Zawsze mam jakąś listę punktów, które koniecznie chcę zobaczyć, szlaków, które chcę przejść. Daję sobie też miejsce na nieplanowane atrakcje, ale mam też listę w “razie w”. Jeśli coś się wykrzaczy nie muszę poświęcać czasu na szukanie. Jeśli śpię w hotelach to też daję sobie jakąś przestrzeń. Np. nie bookuje nic pomiędzy poszczególnymi miastami, bo może będę chciała dłużej zostać w pierwszym, albo szybciej jechać do kolejnego.
Więcej luzu
Dla mnie to urlop to nie tylko czas na poznawania, ale też na regenerację. Niestety bywały i taki, kiedy byłam uziemiona przy telefonie. Jednak staram się unikać pracy. Mam jakiś plan na każdy dzień, ale jeśli wstanę pół godziny później to nic się nie dzieje. Ważne jest dla mnie, żeby każdy dzień był dobrze wykorzystany.
Trochę rozrywki
Są takie dni, że padam spać upijając trzy łyki piwa bo taka jestem zmęczona. Ale są też takie wieczory, kiedy zamiast kwitnąć przed tv lubię ten czas spędzić grając w quizy czy planszówki. Zawsze pakuję ze sobą karty i jeszcze jakąś mniejszą grę, którą można ze sobą zabrać, w wieczory dzięki niej będę pełne rozrywki.
Żeby ułatwić Wam planowanie, zachęcam do skorzystania z plannera, który przygotowałam i który możecie pobrać poniżej. Jest też dostępny w zakładce do pobrania.